Poniżej prezentujemy opowiadanie „Kufer Szekspirowski” autorstwa Mikołaja Niżyńskiego, który zdobył trzecie miejsce w konkursie „Fantastyczny Dom Kultury” w kategorii młodzież.
Wszystko zaczęło się od jasełek. Spektakl uczniów z domu kultury przy alei Jesionowej zaplanowano na godzinę dziewiętnastą, a pierwsi goście zaczęli schodzić się już kilkadziesiąt minut wcześniej, aby zająć jak najlepsze miejsca. Widzami byli rodzice młodych aktorów wraz z całymi rodzinami: dziadkami, kuzynami, wujkami.
Za kulisami panował wielki harmider: jedni powtarzali zacięcie swoją rolę, inni bawili się strojami pastuszków, a jeszcze inni rekwizytami. Gdy na scenę weszła wychowawczyni grupy, wrzawa zarówno na widowni, jak i za kulisami ucichła.
– Witamy państwa bardzo serdecznie w naszym domu kultury – powiedziała drobna kobieta o blond włosach. – Mamy nadzieję, że spodoba się państwu przedstawienie jasełkowe w wykonaniu grupy moich uczniów. Wielkie brawa!
Nastała chwila gromkich oklasków, potem światła na scenie zgasły, aby za moment zapalić się znowu. Zza kurtyny wyszły dwie dziewczynki w strojach aniołków. Potem pojawiła się Maria, trzymając w ręku lalkę imitującą małego Jezuska, a za nią kilku pastuszków. Dziewczyna odgrywająca rolę Matki Boskiej wyraźnie się zdziwiła, gdy na scenę nie wyszedł Józef, w którego miał wcielić się Adam, jej kolega. Zapadła cisza. Wychowawczyni cicho zaczęła podpytywać z widowni:
– Gdzie jest Józef? Musi wyjść Józef!
W tym czasie Adam siedział otępiały za kulisami, wpatrując się w dziwną gałąź kwitnącej, czerwonej róży, która leżała na ziemi. Podniósł ją i nie zważając na wołania wychowawczyni, ruszył w kierunku garderoby. Znalazł tam kolejną różę, potem następną i następną. W końcu doszedł do metalowych schodów prowadzących na górne zaplecze. Na każdym stopniu leżał porzucony, czerwony kwiat.
– Co jest? – zdziwił się chłopak. Ku jego zaskoczeniu, tajemnicze róże doprowadziły go do bardzo wąskiego wejścia na strych…
– Niech ktoś odegra rolę Józefa zamiast Adama – podpowiadała blondynka, spoglądając na zdezorientowane dzieci. – Dobrze. Grajcie dalej.
– A któż to przybył do naszej stajenki? – kontynuowała Maria, zwracając się do grupy pastuszków z kijkami. – Józe… Aha. – Zdając sobie sprawę, że odgrywanie scen z Józefem bez Józefa nie ma sensu, uśmiechnęła się sztucznie.
W tym samym czasie Adam pchnął niepewnie drzwi, wchodząc na drewniane i dość zagracone poddasze domu kultury. Tutaj róże ułożone były w rzędzie na podłodze, tworząc coś na kształt ścieżki. Owa ścieżka biegła prosto do okutego żelazem kufra, stojącego na drugim końcu strychu w plamie światła wpadającego przez małe okienko. Chłopakowi zdawało się przez moment, że słyszał drobne trzaski, dlatego przeszły go zimne dreszcze.
Zdjął niewygodny strój Józefa i uklęknął przed skrzynią. Co mogło być w środku? Z uwagi na to, że często ciekawość brała u niego górę, odsunął zasuwę i z trudem podniósł ciężkie wieko, a w środku ujrzał rzeczy magiczne…
Skrzynia była pełna z pozoru zwyczajnych pacynek. Adam wziął jedną z nich i poczuł gorąco, które przeszyło całe jego ciało. Pacynka otworzyła oczy i spojrzała prosto na chłopca. Ten z przerażeniem odrzucił ją na bok i uszczypnął się, dla pewności, że to wszystko mu się nie śni. Zatrzasnął wieko kufra.
Nagle skrzynia zaczęła emanować jasnością i z jej wnętrza wyskoczyły wszystkie teatralne lalki.
– Rety… – jęknął Adam, odskakując w kąt poddasza. – Wy jesteście tylko w mojej wyobraźni, prawda?
– No… – zaczęła jedna z kukiełek i wystąpiła o krok do przodu. – Jesteśmy prawdziwe. Wiemy, że może się to dla ciebie wydawać trochę dziwne, ale…
– Ale?
Kukiełka odchrząknęła.
– Pochodzimy z przedstawienia „Romeo i Julia”. Stworzył nas ten oto pan… – Pacynka wskoczyła do kufra i podała zdziwionemu Adamowi stary szkic ukazujący czyjś czarno-biały portret.
– Przecież to William Szekspir.
– Otóż to. Skoro już się nieco poznaliśmy, chyba powinienem ci wszystkich przedstawić. A więc tak: ten z lewej to Benvolio, potem stoi Merkucjo, Baltazar, Abraham, ojciec Laurenty, Parys, książę Werony Escalus, ja to Romeo, a tam Julia. Jesteśmy w niemal pełnym składzie, gdyż Tybalt się rozpruł.
– Jak to?! Rozpruł się?!
– Mieliśmy małą bójkę na scyzoryki i Tybalt padł. Zresztą tak jest w książce. Kończymy zawsze nasze prywatne przedstawienia na drugim akcie, ponieważ potem i ja, i Julia musielibyśmy umrzeć. To jest słaby finał, zwłaszcza, gdy się odgrywa jedną z tych ról.
– Ale to przecież tylko zwykły spektakl, nie powinno się zabijać naprawdę… – odparł Adam i widząc grymas na twarzach pacynek, dodał szybko: – Nie wtrącam się. I tak nie powinno mnie tu być. Szczerze powiedziawszy, muszę wracać. Mam teraz grać w jasełkach Józefa, choć tego nie chciałem, ale Marek, który miał być Józefem, rozchorował się i mi przypadła ta rola.
– Intrygująca historia. – Romeo puścił oko do chłopca i zebrał wszystkich aktorów, po czym dodał tylko: „Na razie” i wieko skrzyni z trzaskiem opadło.
Chwilę później Adama wybudził z głębokiego zamyślenia czyjś głos.
– Co jest? – Chłopak szczerze się przestraszył. W progu na poddaszu stała wychowawczyni.
– Co ty tu robisz? – zapytała troskliwie, choć Adam spodziewał się jakichś ostrych słów i krzyków. – Jasełka się właśnie skończyły. Może mi powiesz, co się takiego stało, że teraz zamiast rozmawiać z kolegami i koleżankami, siedzisz sam na strychu?
– Przepraszam, ja nie chciałem ich zawieść – tłumaczył się nastolatek. Wiedział, że opowiadanie o ożywających kukiełkach wzbudziłoby u dorosłej kobiety podejrzenia dotyczące problemów psychicznych, dlatego też powstrzymał się od jakiegokolwiek komentarza na ten temat. – Naprawdę. Przepraszam.
– Nie mnie przepraszaj, tylko ich. – Nauczycielka posłała mu przelotny uśmiech i pomogła wstać z podłogi. Razem wrócili na dół.
Na widowni sali teatralnej nikogo już nie było, woźna zbierała plastikowe krzesełka z podestów, a techniczni demontowali scenografię.
– Chcesz z nimi porozmawiać? – spytała wychowawczyni.
– Nie… – upierał się Adam, kątem oka przypatrując się kulisom. Zdziwił się, ponieważ zagadkowe róże, które tam leżały, zniknęły.
Albo wyobraźnia zaczynała płatać mu figle, albo coś tu naprawdę było nie tak. Tylko nie wiedział, co dokładnie. Chłopak udał się pośpiesznie do szatni. W szafce trzymał najróżniejsze rzeczy, między innymi latarkę, choć nie pamiętał, do czego była mu potrzebna i z jakiego powodu ją tam schował. Wsadził ją do kieszeni spodni i postanowił pójść na zaplecze do pana Hieronima, który był w domu kultury woźnym. Chłopiec bardzo go lubił, gdyż zawsze opowiadał śmieszne dowcipy i za omijanie umytego fragmentu podłogi czasami rozdawał dzieciom cukierki. Adam darzył pana Hieronima wielkim zaufaniem, dlatego postanowił opowiedzieć mu o wszystkim, czego był świadkiem w trakcie trwania jasełek.
– Dzień dobry! – zawołał woźny i uśmiechnął się do chłopca. – Coś się stało?
– Właściwie to coś… wielkiego. Chciałbym, aby pan uwierzył w moją dość dziwną opowieść, ale przysięgam, że prawdziwą…
– Jesteś bardzo tajemniczy. Powiedz, co cię gnębi. – Pan Hieronim wstał, odkładając kubek z niedopitą herbatą na roboczy blat.
Potem Adam opowiedział mu wszystko, co zobaczył – o tych znikających różach i kufrze z ożywającymi pacynkami. Woźny, ku zdziwieniu chłopca, nie zaczął się śmiać, ale potraktował historię całkiem poważnie. Adam poprosił go, aby razem poszli na strych, gdzie znajdowała się skrzynia.
– Chodzi o ten kufer? – upewnił się pan Hieronim, obserwując porzucony na środku pomieszczenia przedmiot. – I w środku znajdują się te pacynki, tak?
– Tak. Proszę tylko zobaczyć, co się stanie… – Adam podbiegł do kufra i podniósł wieko.
Nic się nie stało. Woźny wziął kilka pacynek do ręki – żadnej reakcji.
– Ale naprawdę widziałem, że…
– Masz bardzo bujną wyobraźnię… – Pan Hieronim spojrzał na zegarek i zaśmiał się pod nosem. – Cóż. Muszę już iść, pozwolisz. – I wyszedł.
Adam załamał się. Wiedział, że wyszedł na głupca, który wymyśla sobie ożywający teatrzyk Szekspira. Nie rozumiał jednak, dlaczego pacynki ożyły akurat w tamtym momencie. Dla pewności podszedł jeszcze raz do kufra i wziął do ręki kukiełkę Romea. Nagle otworzyła oczy i zaczęła wić się, wołając:
– Puść mnie, wielkoludzie! Ja tak nie lubię.
– Dlaczego nie ożyłeś, gdy był tu woźny? Skompromitowałem się przez ciebie i tych twoich koleżków!
– Nie znasz całej prawdy, chłopcze. Pozwolisz, że zawołam księcia Werony, pana Escalusa. On ci co nieco powie.
Romeo wyrwał się z dłoni chłopca i wrócił do skrzyni, z której z kolei wyszła siwa pacynka w bogato zdobionej szacie.
– Witaj, Escalusie – zaczął niepewnie Adam.
– Escalusie, książę wiecznego miasta Werony. Powtórz.
– Witaj, Escalusie, książę Werony.
– Książę wiecznego miasta Werony.
– Dobrze. Witaj Escalusie, książę miasta wiecznego Werony. Pasuje?
– Jak najbardziej – odparł Escalus – Zapewne nie wierzysz w to, że istniejemy. Uważasz nas pewnie za wytwór swojej wyobraźni. Prawda jest jednak taka, że my nie ożywamy w rękach dorosłych.
– Czyli możecie żyć tylko, gdy weźmie was do ręki dziecko?
– Coś w tym rodzaju. Właściwie ożyliśmy po raz pierwszy tego wieczoru. Jesteśmy ci wdzięczni za to, że mogliśmy się wyrwać.
– A te róże na schodach? To też wasza sprawka? – spytał Adam, rozglądając się po strychu.
– Poniekąd tak. Weź do ręki jedną z nich i skieruj do słonecznego światła, które pada z okna. Zrobisz to? – zapytał książę Escalus.
– No… – Adam chwycił jedną z róż leżących pod kufrem i podszedł pod samo okienko. Z róży zaczęły w magiczny sposób opadać płatki, aż został tylko jeden. Wówczas książę Escalus stanął na wieku kufra i zaczął donośnie recytować:
Świt zgody wstaje nad nocą rozpaczy,
Choć słońce twarzy zza chmur nie wychyli.
Jednych ukarze się, innym wybaczy,
Lecz ludzie wieki się będą smucili,
Z ust do ust niosąc w cztery świata strony
Historię dwojga kochanków z Werony…1
I wtedy opadł na ziemię ostatni płatek, a wszystkie kukiełki wróciły do kufra i same zatrzasnęły wieko.
1 Tłum. Stanisław Barańczak.
Redakcja i przeprowadzenie konkursu: Magdalena Świerczek-Gryboś
Wyniki konkursu - TUTAJ