Prezentujemy opowiadanie „Wax dream” autorstwa Filipa Gęgotka, które zajęło pierwsze miejsce w konkursie „Fantastyczny Dom Kultury” w kategorii dorośli.
PROLOG
Oczy. Twoje wielkie, niebieskie oczy. Zakochałem się w nich od pierwszego wejrzenia. Kiedy się poznaliśmy, tryskały radością i nadzieją. Teraz, gdy leżymy obok siebie przepełnione są łzami, a ja tonę w ich głębi niczym w oceanie rozpaczy. Nagle twój wzrok staje się inny, bardziej obcy i nieufny. Patrzy w nicość, pustkę, która nas otacza. Promienie letniego zachodzącego słońca łagodnie okrywają zmiażdżoną twarz. Bezskutecznie staram się podtrzymać opadające policzki. Niebo, jakby słysząc nieme wołanie, zmienia swoje barwy na ogniste, przez co spadające na sukienkę łzy wydają się krwawić, jak cała reszta ciała.
***
Obserwuję nieobecnym wzrokiem, jak Paweł krząta się po kuchni, usilnie czegoś szukając.
– Cukier? – westchnął z lekką irytacją.
Nabrałem głęboko tchu i beznamiętnie wyciągnąłem rękę w kierunku narożnej szafki.
Obdarzywszy mnie krzepiącym uśmiechem, podszedł do stołu.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Wiesz, że nie. Kontynuujmy.
– Wróćmy do tamtej nocy. Pamiętasz, co działo się później? Każdy najmniejszy szczegół może być ważny – dodał.
Znam Pawła od najmłodszych lat. Już jako mały brzdąc wyobrażał sobie, że jest detektywem, który rozwiązuje najbardziej skomplikowane zagadki kryminalne. Pobierał odciski palców i szukał zaginionych kotów. Moim zdaniem to wina Agathy Christie, która znacząco wpłynęła na rozwój jego wyobraźni. Na tę chwilę Paweł studiuje psychologię, więc oprócz codziennych wizyt u swojego psychoterapeuty, stałem się jego kotem doświadczalnym.
– Widziałem… Widziałem różne kształty.
– Kształty? Możesz je jakoś opisać?
Znowu go poczułem. Metaliczny posmak, jak na zawołanie wrócił do moich ust.
– Postacie były rozmyte i pokryte czymś, co przypominało wos… – urwałem, bo zdałem sobie sprawę, jak to nieprawdopodobnie musi brzmieć.
Jego spojrzenie wbiło się w moją struchlałą twarz.
– Czym były pokryte? – Nie dawał za wygraną.
– Woskiem, były pokryte woskiem. I co? Kwalifikuję się na oddział zamknięty? – burknąłem, podnosząc kubek gorącej kawy.
– Tomek musisz…
– Wiem, co widziałem – odparowałem przez niemal zaciśnięte usta. – Jeśli mi nie wierzysz to naprawdę nie wiem, dlaczego marnujemy czas.
Zamknęliśmy się na moment. Był na tyle długi, abym poczuł się nieswojo.
– Może rzeczywiście zwariowałem? – mruknąłem, nie do końca wiedząc, czy powiedziałem to na głos.
Zignorował to tak, jak tylko on potrafi.
– Posłuchaj, stary – zaczął niepewnie.
W tej chwili dostrzegłem coś, czego mózg do tej pory nie rejestrował. Paweł był postawnym mężczyzną, który o siebie dbał, jednak w tym momencie nie wyglądał najlepiej. Błękitna, wymięta koszula niechlujnie wystawała z jego spodni. Nieestetyczne, ciemne kółka pod pachami oraz kilkudniowy zarost na zmęczonej twarzy dodawały mu przynajmniej dziesięć lat.
– Powiem otwarcie. Byłem przy tobie wtedy, będę teraz. Lekarz prowadzący stwierdził u ciebie zespół stresu pourazowego oraz początkowe stadium psychozy depresyjnej. Wiem też, że nie mówisz nam całej prawdy. Od tylu miesięcy z prawie nikim nie rozmawiasz…
Wpatrywałem się w niego przez długą chwilę. Przerażony, a zarazem rozbawiony jego słowami.
– Psychozę? – jęknąłem. – Miałem nadzieję, że tym razem mi pomożesz, widocznie myliłem się co do ciebie.
– Tomek słuchaj, chcę tylko…
Nie wytrzymałem. Moja ręka bez udziału woli trafiła w jego policzek.
Załamany osunąłem się na drewniany parkiet. Żałowałem tego co zrobiłem, ale nie mógł liczyć na moje przeprosiny – nie w takim momencie.
– Wciąż wracam myślami do tamtej chwili – zacząłem. – Do tamtego spojrzenia. Wszystko wydaje się być takie mętne, ledwo widoczne.
– Jeśli obiecasz, że wysłuchasz mnie do samego końca, to powiem ci, co tak naprawdę się wydarzyło.
Skinąłem głową.
– Po pierwsze nie jestem twoim przyjacielem, to znaczy jestem, ale przede wszystkim jestem twoim bratem. Opowiadałem tę historię już parokrotnie, tym razem streszczę ją w dużym skrócie. Proszę, uwierz mi. Za każdym razem cierpię równie mocno jak ty. – Przykucnął obok mnie, wyciągając portfel.
Moim oczom ukazała się fotografia przedstawiająca Klarę. Na rękach trzymała małego szkraba, który na oko miał nie więcej niż sześć miesięcy. Była to najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu widziałem. Szybko jednak rozsądek wziął górę, chwilowe zauroczenie odeszło w niepamięć.
– Co to ma być? – odparowałem.
– To, mój drogi, jest Klara z waszą małą księżniczką. Zuzia zawsze była energicznym dzieckiem. Często jeździliście do domu kultury, na różnego rodzaju przedstawienia. Pamiętasz?
– Księ… Księżniczką?
Dostrzegłem nieznaczny ruch po drugiej stronie pokoju.
Z pomalowanej na srebrzysty granit ściany wyłoniła się otwarta trumna. Nie widziałem jej wnętrza, lecz bez problemu poznałem, że drewniana jesionka należy do dziecka. Obicie wykonane z białej, atłasowej tkaniny ozdobionej delikatną koronką. W powietrzu unosił się smród gnijącego mięsa.
– To tylko moja wyobraźnia. Tylko wyobraźnia – powtarzałem.
Paweł nie zrażając się, mówił dalej.
– Tak na nią wołaliście – jego głos zaczął się łamać. – Tego dnia pojechaliście na Woskowe sny. Z racji tego, że spektakl był grany z erką, zostawiliście Zuzię z naszą mamą… – uśmiechnął się lekko przez łzy.
– Ale to niemożliwe… – jęknąłem. – Co Ty do mnie mówisz, człowieku? Przecież ja nie mam córki! – Nabrałem tchu i machinalnie powiodłem wzrokiem za paczką papierosów.
– Nie możesz się zadręczać, Tomek, to nie była niczyja wina, słyszysz?
Podszedł bliżej, jakby czytając w myślach wyciągnął paczkę czerwonych Marlboro.
– Doszło do zwarcia instalacji elektrycznej.
Zaciągnąłem się z całej siły. Smak papierosa wbrew moim oczekiwaniom nie sprawił ulgi, wręcz przeciwnie, przyprawił o natychmiastowe odruchy wymiotne.
– Muszę wyjść – wymamrotałem.
Wyrzuciłem niedopałek papierosa, i resztkami sił wybiegłem z mieszkania. Łzy spływające po mojej twarzy mieszały się z deszczówką, tworząc dziwny, psychodeliczny obraz.
Wtem zza moich pleców odezwał się łagodny głos Pawła.
– Spokojnie, już dobrze, wyrzuć to z siebie. – Poklepał mnie po plecach i ostrożnie podtrzymał. – To zrozumiałe, że teraz nic nie trzyma się kupy. Potrzebujesz po prostu czasu. Jeśli chcesz, mogę u ciebie przenocować, zadzwonię tylko do Laury, żeby się nie martwiła.
Przykrył mnie swoją kurtką i ostrożnie podniósł.
Nerwowo otarłem resztki, które zostały na twarzy. Cała koszula była ubłocona i pokryta kawałkami odgrzewanej pizzy, którą wpakowałem do żołądka w ramach tak zwanego obiadu.
– Ciekawe czy te plamy zejdą? – mamrotałem, zawstydzony, że widział mnie w takim stanie.
Zbyliśmy to pytanie śmiechem.
Milczałem i szlochałem na przemian. Tak naprawdę nie wiem, czy człowiek, w którego objęciach tonąłem był tym, za kogo się podawał. Słyszałem tylko jego cichy pomruk, ale nie rozumiałem ani słowa. Miałem wrażenie, że się ze mną żegna, jakby ten właśnie uścisk miał być naszym ostatnim, a nie jednym z tysiąca następnych.
– Słuchaj, dzięki za troskę, ale teraz chcę być sam. Muszę to sobie wszystko na spokojnie przemyśleć, okej? Odezwę się wieczorem i umówimy się razem z Laurą na jakiś wspólny wypad do kina czy coś.
– Musisz tylko zgolić brodę, bo obawiam się, że cie nie pozna – odparł z powagą.
– Myślisz? – Uśmiechnąłem się, kierując w stronę mojej starej znajomej audi.
Odprowadził mnie do samochodu.
– Pamiętaj, gdybyś czegoś potrzebował. Czegokolwiek…
Stuknął dwa razy w drzwi mojej brudnej a trójki, na znak pomyślności. Wszyscy, którzy go znali wiedzieli, że nagminnie nadużywał tego gestu. Tylko wtajemniczeni zdawali sobie sprawę, że podpatrzył go u Franka Underwooda, z jego ulubionego serialu House of Cards.
Kiedy się rozstaliśmy, pogoda się pogorszyła. Niebo, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmieniło swój kolor. Raz purpurowe, raz granatowe, w zależności od uderzenia pioruna. Gdyby warunki atmosferyczne miały odzwierciedlać moją kondycje fizyczną, tak właśnie bym sobie ją wyobrażał.
Będąc już bezpiecznej odległości, obejrzałem się przez ramię, ale zobaczyłem tylko ledwie widoczny zarys mojego opustoszałego podwórka.
Popadam w paranoję, pomyślałem, ale na dobrą sprawę powinienem był się tego spodziewać.
***
Ocknąłem się przed blokiem Pawła.
– Co, do cholery? – spojrzałem na zegarek.
Nie minęła nawet godzina od naszej ostatniej rozmowy. Czułem, że moje ciśnienie znacznie odbiega od prawidłowego. Zdezorientowany otworzyłem drzwi na oścież i pokracznie wyszedłem z a trójki.
– Tomek?! – wykrzyczał głos dochodzący znikąd.
Rozejrzałem się i uświadomiłem sobie, że znam ten głos.
– Tutaj. Na górze!
– Laura?
– Co tam mówisz, fistaszku?! – krzyknęła.
Nie lubiłem, kiedy tak do mnie mówiła. W zasadzie nie miałem zielonego pojęcia, skąd wytrzasnęła taki pseudonim. Wiem tylko, że każdemu napotkanemu znajomemu wymyślała jeden unikatowy, w końcu znali się z Pawłem zaledwie kilka tygodni – musiała sobie jakoś radzić.
– Przepraszam. Nie zauważyłem cię – poprawiłem się głośniej. – Mogę wejść?
– No pewnie! – Machnęła ręką na zachętę.
Kiedy tylko Laura zniknęła za balustradą, czym prędzej podbiegłem do pobliskiego hydrantu dokładnie opłukać twarz.
Zatrzymałem się przed wejściem, a następnie wychyliłem lekko głowę i sprawnie się rozejrzałem. Po chwili znajdowałem się już na trzecim piętrze.
Zanim zdążyłem zapukać, drzwi szeroko się otworzyły.
– Wchodź śmiało. – Odsunęła się, ustępując mi miejsca. – Nie miałeś się przypadkiem spotkać z Pawłem? – zapytała, patrząc mi głęboko w oczy.
– Tak miałem, ale coś mu wypadło i pogadaliśmy tylko przez telefon. Prosił, żebym potowarzyszył ci przez resztę wieczoru.
Czułem, że moje policzki zmieniają kolor.
– Jeśli nie masz nic przeciwko – dodałem.
– Aha – potwierdziła, łagodnie się uśmiechając. – To co? Gorąca czekolada i Netflix?
– A może gdzieś wyjdziemy? – zaproponowałem.
– Sama nie wiem, a co ma pan do zaoferowania?
Uśmiech na jej twarzy dodał mi pewności siebie. Przy wnikliwszym spojrzeniu wydawała się nawet podobna do Klary. Była tylko jedna znacząca różnica – oczy.
– Przed wejściem na górę sprawdzałem repertuar domu kultury. O 19:30 powtarzają Wax dream, ale jeśli nie masz ochoty, zawsze można…
– Żartujesz, fistaszku? – przerwała.
Pokręciłem bezradnie głową, nie wiedząc, czego się spodziewać.
– Chciałam na to wyciągnąć Pawła, ale oczywiście w jednej chwili rozdzwoniły się telefony i sprawa ucichła. Tak między nami to i tak nie wydawał się zachwycony tą propozycją – dodała, teatralnie zakrywając usta.
– No to bajka. Jeśli chcemy zdążyć, musimy wyjechać góra za pięć minut.
– Rany! Daj mi chwilkę, tylko założę coś porządniejszego.
Skierowałem się w stronę drzwi wejściowych.
– Czekam na dole!
Po kilku chwilach dostrzegłem zbliżającą się Laurę.
– Mogę gdzieś w samochodzie podłączyć telefon? Nie zdążyłam podładować przed wyjściem, a zapewniam, że długo bez niego nie wytrzymam.
Bardziej przypominało to skamlenie czworonożnego przyjaciela, proszącego o resztki.
– Oczywiście. – Uśmiechnąłem się.
***
Niewiarygodnie głośny huk wybudził mnie z letargu.
– Co się dzieje?! – wrzasnąłem.
Czułem, że wychodzę ze swojego ciała i jestem tylko biernym obserwatorem wydarzeń, na które nie miałem wpływu. Czy te przerażające dźwięki to Trąby Apokalipsy?
A może przesadzam? Może stworzyłem w umyśle wizję końca świata, bo tak było łatwiej?
– Tomek? – spytała dziewczyna po mojej prawej. – Nie wiedziałam, że tak przeżywasz sztukę – szepnęła mi na ucho.
– Klara?! – Spojrzałem w jej kierunku.
Gdy tylko zadałem pytanie, błysk reflektorów oślepił nas na kilka sekund. Zanim się zorientowałem gdzie jestem, gorące krople dziwnej substancji kapnęły na moje czoło.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że jesteśmy na sali widowiskowej, która cała była pokryta woskiem. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach parafiny. Zrozumiałem też, że nie mogę się ruszyć.
Pomimo panującego półmroku, rozłożone wokół sceny świece pozwalały zlokalizować oddalone o kilkadziesiąt metrów dziwne istoty, poruszające się w nienaturalny sposób.
– Fis… Fistaszku? – wyjąkała Laura, odwracając się w moim kierunku.
Nagle cała sceneria zaczęła się rozpuszczać. Poczułem na sobie przeszywający wzrok jednej z kreatur, która wydała ze swojej paszczy dziki ryk. Nie odrywając wzroku od bestii, kątem oka dostrzegłem w ręku Laury świecący przedmiot. Jakimś cudem zdołałem lekko przechylić głowę i moim oczom ukazał się najnowszy Samsung. Po chwili skoczne wibracje oznajmiły o dziesiątkach nieodebranych połączeń i wiadomości.
Nie wiedziałem czy przyszły w prawidłowej kolejności.
[Pawełek:*] Nie wiem, jak mam to powiedzieć. Chodzi o Tomka. Musze u niego zostać na noc.
[Pawełek:*] Tomek oszalał…
[Pawełek:*] Odbierz ten cholerny telefon!
[Pawełek:*] KOCHAM CIE
EPILOG
Zostają pytania. Całe mnóstwo pytań. Czy musiałam skręcić jej kark? Czy musiałam wypatroszyć swojego najlepszego przyjaciela? Nie jestem wstanie na nie jednoznacznie odpowiedzieć. W przypadku Laury, uważałam to za najbardziej humanitarny akt, a jeśli chodzi o Pawła, cóż… Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Znacie to uczucie, kiedy wszyscy biorą was za tego, kim tak naprawdę nie jesteście? Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, ale pomnóżcie je przez liczbę ludzi na świecie, to może zrozumiecie, co mną kierowało.
Chłodne październikowe powietrze bezkarnie szczypało mnie w policzki. Sprawnie wślizgnęłam się do a trójki. Odgarnęłam włosy i włączyłam silnik.
Już na zawsze będziemy razem. Cała nasza trójka.
Redakcja i przeprowadzenie konkursu: Magdalena Świerczek-Gryboś
Wyniki konkursu - TUTAJ