Poniżej prezentujemy wiersze z podium oraz wyróżnienia w kategorii regionalnej naszej I Wolbromskiej Jesieni Poetyckiej pod hasłem „małe ojczyzny i wielkie miłości”.
kategoria regionalna
miejsce pierwsze
Antonina Sebesta, godło „Góraleczka I”
Myślenice
„Tyle lat od miłości”
już tyle lat od miłości popełniam płaskie życie
leniwe jak potok bez szaleństw wodospadu
podskoków, zawirowań, szemrań
no cóż
byłam tylko grą wstępną
bo góry zawsze pchały się na trzeciego
wchodziły nam na głowy
widać to najwyraźniej na zdjęciach
panoszyły się – jak twierdziła babcia
czułam ich oddech na plecach
wysokie wręcz strzeliste
w modnym makijażu ze śniegu i mgły
bardzo lubiły nago pozować do słońca
a ty kochałeś je do utraty tchu
zaliczałeś systematycznie
uzależniony od szorstkiej pieszczoty
chory na gładkość ścianach
po prostu wystawiły mnie do wiatru
a że był to halny
nie jest dla mnie żadną pociechą
powtarzam żadną
„Relikt glacjalny”
nie wiem czy mam jej zazdrościć
tego rozgłosu medialnego
miejsca w encyklopediach
zasług dla nauki a pośrednio sztuki
bo jak się tak uwijała w stawie gdy świeciło słońce
to od jej ciałka diamentami się mienił
co inspirowało malarzy i poetów
była przedmiotem drobiazgowych dochodzeń
w wyniku których ustalono
że ona skrzelopływka – relikt glacjalny w Tatrach
zmarła tragicznie przez nasze grzechy główne
pychę (poprawianie natury)
chciwość
nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
lenistwo
jednym słowem hodowlę pstrągów
wysycha z żalu za nią
Dwoisty Staw Gąsienicowy
„Małopolska refleksja”
oślepiają mnie
wszędobylskie samosiejki reklam
słów zbędnych prawdziwe oberwanie
prosto z łąki sprzedają samochody
bo teraz wypas kulturowy to mechaniczne konie
ziemia poci się szronem
drzewa coraz bardziej napełniają się błękitem
zdziczałe kapliczki panikują
czują się nagie
marzę żeby mieć okno
w którym choć czasem pojawiają się góry
te najwyższe z prawdziwego granitu
na znak, że dzień dobry
gdyż one jak kręgosłup podtrzymują w pionie
miejsce drugie
Anna Piliszewska, godło „rzep”
Wieliczka
„SOWA”
zamknięto stację. wszystko sprószone kurzem.
na nieczynnych peronach wygrzewają się koty.
w głównym budynku, w miejscu wyjętego zegara
zagnieździła się sowa – nocami, kiedy żeruje,
ożywa zgnuśniała przestrzeń.
na sowę poluje chłopiec
z procą i z kamykami w przepadzistych kieszeniach –
to rachityczne dziecko o duszy mysikrólika
i wielkich oczach tarsjusza.
kiedyś ustrzeli sowę
i wtedy wszystko zacznie
powtórnie umierać.
„KOPALNIA PRACUJE”
kopalnia zasuwa pełną parą. jej wnętrze mroczne, wilgotne,
jej mięśnie – białe kamienie.
w płuca
wieże szybowe non stop tłoczą powietrze.
kopalnia cierpliwa – co dnia żmudnie przyzywa
ogorzałych atletów.
kopalnia daje i bierze. daje, kiedy łaskawa: pozwala wydrążać
siebie.
kopalnia głodna – jak człowiek. czarną gębą połyka
stryjka i dziadka.
odtąd będę wysyłać listy
pod ziemię. do ziemi…
„NIEDOMKNIĘCIE”
zgaszono światła. wszyscy poszli umierać.
jedynie stryjek został i na schodach werandy glansuje
ślubne półbuty. wcześniej zmajstrował
dla nas celofanowe ptaki – z papierków, tych po ślazówkach
i teraz cisza wieczoru szelestliwe ma piórka. kruszy się
końskie włosie w zasupłanych, zetlałych,
czarnych sznurowadłach. możemy otworzyć
dłonie i uwolnić kukułki, drozdy, sępy, jastrzębie – dalej snu
nie odfruną, więc lepiej
odwróćmy głowy, pozbierajmy ze schodów szczotki i zardzewiałe,
niedomknięte, okrągłe
pudełko – pasta do butów zaschła, jej spękana powierzchnia
łuszczy się.
miejsce trzecie
Monika Borkowska-Szmit, godło „Księgarz z Witkowic”
Kraków
„A tramwaj jedzie dalej…”
Promienie słońca uporczywie omijają krakowskie getto –
Nawet jeden przedostaje się przez nowiusieńki mury.
Może to przez macewy1,
Które bezpowrotnie odzierają z resztek złudzeń?
Od rana morze ludzi zalewa plac Zgody.
Z minuty na minutę przybywa tłoczących się w niewyobrażalnym ścisku,
Pośród nich ona – dziesięć kilogramów kruchego ciałka,
W za dużym płaszczu, który lata świetności dawno ma już za sobą.
Zadziera głowę, by spojrzeć spod burzy czarnych loków
Na wysokich, ciągle pokrzykujących panów w idealnie błyszczących butach.
Czeka wraz z głodnym tłumem,
A drżącą ręką nieśmiało sięga po okruszki szarego chleba
Przezornie zostawione w kieszeni na później.
Przez ten skrawek ziemi niczyjej,
Zapomnianej dawno przez Boga
Przejeżdża tramwaj nr 3
Pełen ludzi cieszących się swoją wojenną normalnością.
Dziewczynka wpatruje się w nich uporczywie,
Z otwartymi ustami.
Oni zaś obrzucają ją ukradkowymi spojrzeniami –
Ciekawość okazuje się silniejsza od ewentualnej kary.
Z letargu wyrywa ją horda psów
Zaciekle szczekających.
Za chwilę pozostaną tu tylko niszczejące szafy, kredensy i stoły,
Niemi świadkowie piekielnych wydarzeń.
Z całych sił próbuje nie słyszeć
Płaczu, strzałów i wycia tak przeraźliwego,
Że będzie ją budziło w nocy jeszcze przez kilkadziesiąt lat.
Jeśli przeżyje.
wyróżnienia
Irena Wanda Niedzielko, godło „Irka”
Zalasowa
„Barwy Rzeki”
Dunajec wyssaliśmy z mlekiem matki
płynął w nas od zawsze
na początku lśnił błękitem zapożyczonym od nieba
rozbryzgiwał się w nas słonecznym kroplami
letnich niedzielnych popołudni
i zaskakiwał śnieżną bielą ryb na patelni
(nie mieliśmy sumienia wypominać mu milionów ości)
pozwalał się głaskać po srebrnozimnym grzbiecie
kiedy ostrożnie przechylaliśmy się przez burtę promu
w drodze na niedzielną mszę
z czasem zaczął straszyć brązową głębią
dołów po wybieranym piasku i żwirze
pienistymi wirami a nawet śmiercią
kiedy zesłał na nas czarne wody potopu
często zagarniał też kolory brzegów
przymuloną zieleń łąk i pól
kłujące gąszcze w czerwone kropki malin
giętką szarość wikliny
i kruche złoto liści na jesiennej drodze
gdzie bawiliśmy się w harcerskie podchody
potężne kolumny naddunajeckich drzew
łączyły nas z granatowym kosmosem
w gwiaździste noce pierwszych randek
i tu urywa się powieść
nie rozumiem
jak można urodzić się i dorastać
nie-nad-rzeką
„Zalasowa”
to nie było moje wymarzone miejsce
na młodość na życie
zbyt jakieś zbyt czyjeś
żeby mogło być jeszcze moje
ja dziecko równiny i rzeki
długo uczyłam się
nadążać za krętymi drogami
i patrzeć prosto w oczy
zielonym pagórkom i lasom
aż poczułam
że nie mam przed nimi
już nic do ukrycia
strząsnęłam z siebie
poczucie tymczasowości zawieszenia
i pozwoliłam wreszcie stopom
opaść na tę ziemię
i zacząć być u siebie
Agata Wesołowska, godło „Balsaminka”
Toruń
„Akwamaryna”
noszę
wbrew nazwie
niebieską bieliznę
idąc
kołyszę
migdały wspomnień
myśli z indygo
a może to
akwamaryna
albo błękit
wolbromski
„Życzenie”
małopolska
skrzynia wianna
złocony kufer
pirackie skarby
wyspy szczęśliwe
pobiel mnie sobą
w tej chacie
Jacek Majcherkiewicz, godło „Pigment”
Gorenice
„Niedziela”
Słońce przesiane przez liście
spadło złotym ziarnem pod jabłoniami.
Gorący lipiec topi się na pajęczynach,
anioły drzemią na rozgrzanych łąkach.
Kościelny dzwon łamie lepkie powietrze,
wysuszone kapliczki czekają na ludzi.
Na ławce, obok mnie, usiadł Malczewski,
Szymborska i św. Antoni z naszej fary.
Mówimy o sztuce i zielonym Bogu,
który napina sosnowy żagiel
i wyznacza kurs na arkadię.
Anna Błachucka, godło „kopystka”
Małogoszcz
„Na bieluśki górze”
Na bieluśki górze lezy corny kamiń.
Dioboł go tam rzucieł, Kasia siadła na nim.
Siedzi sobie na nim, buciki śnuruje,
chtóry chłopok porzi – tego łocaruje.
Ściogajo grześniki z cały łokolicy.
Dioboł jus sie ciesy, bedzie grzechy liceł
Schodzo sie chłopoki wkiej na jaki ubaw,
taki widok ciesy bardzo Belzebuba.
Zebroł sieły Jasiu, bo Kasie miłuwoł
Kamiń zepchnął z góry, dziuouske wyratuwoł.
Zapamintoj Kasiu – ta co z diobłem trzymo
amantów mo duza, a kochanio – ni mo.
„Nie bedzie mi…”
1. Nie bedzie mi matula panny wybirała, panny wybirała
bo matula ceko ino taki coby w polu robić chciała.
2. Nie bedzie mi matula chłopca wybirała, chłopca wybirała
Stary dziod mo pole i za jego morgi z chęcią by mnie dała.
3. Nie bedzie mi matula panny wybirała, panny wybirała
bo jo taki sukom coby w teńcuwaniu zimi nie tykała.
4. Nie bedzie mi matula chłopca wybirała, chłopca wybirała
bo matula moja za złote talary syćko by oddała.
5. Nie będzie mi matula panny wybirała, panny wybirała
mnie tako pasuje chtóro wieczorami kochać by się chciała.
6. Nie będzie mi matula chłopca wybirała, chłopca wybirała
jo jus mom Jasieńka, co całuje sielnie, jemu serce dałam.
7. Nie będzie mi matula panny wybirała, panny wybirała
jo jus mom Marysie, co mi buzi dała i serce zabrała.
„Zosia”
Siedzi se dziewczyna, patrzy w Wierny wode
fale napływajo chwolo ji urode:
– Aleś Zosiu piekno, aleś Zosiu śwarno
nie dziw, ze chłopoki do ciebie sie garno.
Powidz-ze mi wodo, chtóry mój kochanek,
bo łazi po nocach za mną z Dołków Franek.
Hale łun dopiro idzie śwarnym krokiem
kiedy cało ćwiortkę wyduldo pod krzokiem.
Ceko na drozynie z Kopaninów Józiek
włosy mo złociuśkie i gładziuśko buzie.
Hale łun roboty nie umie nijaki,
próźniok z niego wielgi i na co mi taki?
I kogos mom wybrać, chtóremu zawierzyć
jakze ich łapcywość do życio przymierzyć.
Mnie się cni po nocach z Bochyńca Marceli
gro na harmunii i ludzi weseli.
Zaszumiała woda, dołem się zmąciła
i diablik skorzystoł, w ćmoku jego siła.
– Co sie Kasiu tropis, dyć to syćko jedno
niech ze se chłoposki ciebie na noc wezno.
Niechze popróbujo słodkości do woli,
zanim bedzies wierno, trza wprzód poswawolić.
Posłuchała Kasia porady diablika,
chłopoki, jak źróbki, przysły się wybrykać.
Józiek naloz po tym se żone w Bolminie ,
Franek przywiedł do dom z Rembieszyc Marynie.
Marceli se naloz miejsko do amorów,
a Zosia juz nowych mo adoratorów.
Aleksandra Dziubdziela, godło „Rita Lagerlöf”
Wolbrom
„Muśnięcie domu”
Morza mgieł i zbóż,
góry jabłek w sadzie.
Nizin nie ma i depresji
w wyżyn tej posadzie.
Są bukiety spontaniczne,
co je zbieram, krocząc łąką.
Są rozstaje i zakręty –
taki jest mój Wolbrom.
1Mury getta były zdobione na kształt macew, czyli żydowskich nagrobków.